Uwielbiam dobre science-fiction. Mało - uwielbiam nawet te średnie, lecz ten film zwyczajnie mnie poraził i obraził. Wszechobecne idiotyzmy, nieścisłości, płaskość bohaterów, tragiczny montaż. Piękna scenografia i momentami niezły klimat a do tego świetny pomysł, który niestety położono na całej linii. Brawo producenci za gniota!
Dokładnie. Poza tym idealizowanie amerykańskiej armii i szalony naukowiec przykładnie ukarany za igranie z dziełem bożym - mnie już mdli od tych ogranych motywów.
Z jakim niby dziełem Bożym igrał? Że zbudował statek kosmiczny?
I w jaki niby sposób został ukarany?
Jak Cię mdli od ogranych motywów, to bądź miły dla siebie i ich nie wymyślaj.
Nie rozumiem po co wchodzisz w kwestie personalne w ostatnim zdaniu. Ale do rzeczy. OIDP to Sam Neil gra tu naukowca, który sprowadza nieszczęście na ludzi, pragnąc czegoś tam dokonać za wszelką cenę. Przez to ludzie giną, a do naszego świata dostają się jakieś potwory. I popraw mnie, jeśli się mylę, ale wydaje mi się, że on jednak też ginie w tym filmie, nie mówiąc już o tym, że wcześniej jest żenująco opier*alany przez trepa granego przez Fushburne'a... I ta naiwna amerykańska bajeczka że "armia nas zawsze uratuje"...
Inaczej to pamiętam. Nasz naukowiec był w pierwszej części filmu smutnym, cierpiącym człowiekiem. Stracił dziecko i żonę, która bodaj popełniła samobójstwo. Był samotny i dręczyły go wyrzuty sumienia.
Od tego wszystkiego uwolnił się w drugiej części filmu. Stał się jednością ze swoim złym statkiem i do tego stopnia uniewrażliwił się na cierpienie, że nawet wyjął sobie oczy. Obrał kurs na "piekło", by - jakby to ujął poeta - w nim rządzić.
Nie jest to może ideał spełnienia w odbiorze większości ludzi, ale to było jego życie. Ja tu bynajmniej nie widzę żadnego boskiego pokarania. W ogóle ten film nie jest teistyczny. Nie ma w nim Boga, o czym świadczy los załogi. A właśnie!
I jak się skończyła ta "amerykańska bajeczka"?... Bo prawdziwe amerykańskie bajeczki kończą się zawsze happy endem, a tutaj "trep" Fishburne wylądował w piekle... Mało amerykańskie i mało bajkowe, przyznasz... :)
Nieprawda. W pierwszej części filmu miał tylko zwidy żony. Nie wynikało z nich, że zginęła.
Dopiero w końcówce pokazano śmierć jego żony.
Ale to wszystkie słabo się komponowało, a "zjednoczenie ze statkiem" wyszło beznadziejnie.
To ani dobre sf, ani przyzwoity horror.
A podaj drugi tego typu. Ile widziałeś horrorów na statku kosmicznym nie liczac serii Obcych. Mimo wszystko to jeden z najlepszych filmów tego typu i dla mnie mimo kilku montażowych wad mistrzostwo klimatu. Sam Neil i Laurence Fishburne dali oskarowy popis. Mix Hellraisera / Dark Side of the Moon / Black Hole z Anthony Perkinsem. 10/10
Zgadzam się absolutnie. Scenografia i w ogóle cały wygląd statku niezwykle klimatyczny, niestety reszta filmu ssie na maksa. Scenariusz woła o pomstę do nieba, cała reżyseria jest nieudolna i przez to wiele scen które mogły być bardzo klimatyczne to bardziej śmieszą. Uwielbiam horrory sci-fi i z bólem serca stwierdzam że niestety wciąż The Thing i Alien nie mają sobie równych a to co potem powstało to już tylko popłuczyny i nieudolne kopie tamtych filmów:( Może kiedyś doczekamy się jeszcze jakiegoś wybitnego horroru sci-fi.
U mnie tak samo, liczyłem na przynajmniej przyzwoity film. A dostałem Sci-Fi na bardzo przeciętnym poziomie, nudny, znikający z głowy na chwilę po obejrzeniu. Wielbię leniwe filmy, ale tylko jeśli ktoś umie je poprowadzić. Mistrz Kubrick chociażby. Gdzie nuda "Ukryty Wymiar", a gdzie powolność "Odysei". Film jest koślawy strasznie, wszystkie dobre pomysły/elementy wydają się zdeformowane i nieudolne, jakby poskładać puzzle na chybił trafił, gubiąc przy tym kilka części. Gdyby wziąć bazowy pomysł i zrobić ten film od nowa - mógłby być naprawdę dobry. Nie jest to całkowita tragedia, obejrzeć można, nie dziwi mnie też fakt, że są osoby którym się podobał - moim zdaniem jednak bardzo mocno odstaje od innych, dobrych filmów z tego gatunku. Ale cóż, po wielokrotnym katowaniu arcydzieł pokroju Alien/Aliens/Alien 3 reżyserskiej, Thinga czy właśnie Odysei trudno mi być bardziej wyrozumiałym.
Podobny zawód miałem oglądając Pandorum. Ale już kompletnym niewypałem to był film Kula z Hoffmanem, taka obsada i taki gniot.
Film w sumie bardzo podobny do Kuli. Ciekawe, że oba są jakieś takie... no, nie wspomina się tych filmów latami. :P
Kula to była taka sama a może i nawet większa chałka niż Ukryty Wymiar. Ten film miał przejść do historii sci-fi bo chociażby obsada była zacna, Dustin Hoffman i tak dalej. I udało się, wyszła jedna z większych porażek gatunku. Ale już kompletną porażką to był ten film z Travoltą Battlefield Earth. Scjentologiczny bełkot:)
O tak Kula była beznadziejnym filmem. Ciekawy pomysł, marna realizacja. Już myślałam, że tylko mnie się nie podobał.
Zgadzam się ze wszystkim, poza jednym. Napisałeś 'świetny pomysł'. Ja tu nie widzę żadnego pomysłu - to bełkot od pierwszej do ostatniej sceny. "Mamy zaginiony statek, ekipę ratowniczą i "zło"" to za mało, by określać to mianem pomysłu. No, chyba że w ostateczności pomysłem nazwiemy filozofię przyświecającą twórcom tej szmiry, że metafizyką da się jakoś to połatać, posklejać do kupy i być może coś sensownego z tego zlepka wyjdzie. Nie wyszło.
Pisząc o dobrym pomyśle miałem na myśli szkielet scenariusza - zagadka zaginięcia statku i jego równie tajemniczy powrót. To wszystko. Wprawdzie mało to odkrywcze, lecz dające ogrom możliwości i wciąż pobudzające wyobraźnię. Każdy pomysł inny od tego co zaprezentowano byłby lepszy.
Ciekawy był pomysł z urywkami tortur gdyby poświęcili temu więcej to może bym dał wyższą note bo aktorstwo większości leży sceny niektóre masakra np ten czarnoskóry co leci jak Superman i wnętrze statku wyjwte żywczem z Nostromo :)
Jak tak czytam powyższe komentarze to mam wrażenie, że dałem za wysoką ocenę. Nie da się ukryć, że film był słaby, chyba jego największym atutem była postać Coopera, który wnosił nieco humoru. Wszystko inne było zwyczajnie średnie. Czy ktoś mnie może oświecić, po co był ten "kołnierz" na zaginionym statku? Chyba tylko po to, żeby w odpowiedniej chwili można go było efektownie wysadzić w powietrze. Napisałbym więcej, ale zwyczajnie mi się nie chce tracić czasu i energii na dokładniejszą analizę tego filmidła.
Film wymiata psiapsiki. Nie maacie nawet argumentów, aby obalić jego wspaniałość.
Zgodzę się. Fabuła i klimat są tu absolutnie unikatowe. Event Horizon powstał w oparciu o Dooma z 1993, a Dead Space z 2008 powstał w oparciu o Event Horizon.
Naprostuje, zeby nie wyszlo, ze jestem hejterem - Event Horizon wydawal mi sie strasznie przesadzony i momentami zupelnie niedorzeczny, a aktor grajacy glowna role srednio mi w tym filmie przypasowal. Calosc uratowaly efekty specjalne, stad 4 punkty ode mnie.
Fabuła była intrygująca, nietuzinkowa. Ja nie twierdzę, że nie miał wad, bo miał. Ale moim zdaniem jeden z lepszych Andersona, chłop kiedyś był w formie.
"nie macie argumentów" i c**j jestem najmondrzejszy. Jeśli mam brać Ciebie serio, czyli jako myślącą istotę, to padło wiele argumentów przecie i trzeba być kompletnym ignorantem żeby dać taki komentarz. Pomyśl o tym, bo Twoje podejście jest co najmniej irytujące, a w niektórych sytuacjach może być szkodliwe i niebezpieczne.
Ale on jest ignorantem i żyje w innym świecie swoich chorych urojeń :P Przy każdym filmie, który uzna za wybitny, bo jest dobry rozrywkowo (przynajmniej według niego, a to jego główne kryterium), musi rozpętać burzę i mieszać z błotem każdego, kto się z nim nie zgadza. Wariat w negatywnym tego słowa znaczeniu.
Klimat tego filmu kończy się tam gdzie zaczynają się idiotyzmy o piekle i kretynizmy dla dzieciaków. Wiekszego gówna sci-fi nie widziałem. UUaaaa uuuaaaa!!! zły Weir! aaa! pełno krwi i zwłoki na hakach! uaaa, "tak zły i potworny świat się tam kryję", że nawet na kiblu tak nie wytężacie zachwytu jak po tym "obłędnym" gniocie. Nie ma to jak nakręcić film, w którym można pokazać wszystko (dosłownie - wszelki obłęd i bzdurę) i zachwycić tym masy ciot. Niestety, nie ta sztuka co Obcy, Riddick czy choćby Pandorum (wspomniane) czyli czyste sci-fi, gdzie rządzi realizm, logika, kunszt scenariusza i dialogi, a istotne fakty są "w miarę" wytłumaczalne a często nawet i ciekawe przy swojej fikcyjności, zamykając całość w intrygującą historię (jak np. ewoluujące przez tysiące lat stworzenia na pokładzie Pandorum skoro już mowa), ale nie taką jak OOO piekło za tunelem czasoprzestrzennym WOW! Pomyśl - jak dorośniesz za 5, 10 lat nie będzie Ci wstyd za te podniety o tego typu bajeczkach? OK, ja wiem, że to film z '97ego, ale podniety o nim w 2016? LOL
Riddick? Sprawdźmy... oglądałem, 3 gwiazdki dałem. Film z 2013 więc musiałem widzieć stosunkowo niedawno. Nie pamiętam z niego nic. Ani jednej sceny, ani jednego dialogu. Z kolei Ukryty wymiar, choć oglądany wieki temu, to pamiętam dobrze: multum scen, multum dialogów. Czemu? To proste widzu początkujący. Bo ten film miał ROZMACH. Potraktuj to jako słowo klucz dla siebie. ROZ-MACH!!!
Piekło w kosmosie?! A co mi tam?! Wyobraźnia pobudzona. No, ale niektórzy boją się "bzdur" i wolą oglądać Celebrytę w kosmosie.
Czekam aż RidDICK kogoś zainspiruje do takiej kozackiej nuty:
https://www.youtube.com/watch?v=UJZulQaHXGQ
lol?po pierwsze gosciu czy ty rozumiesz co to znaczy S-F? WTF? po drugie wez sie nie osmieszaj ten film ocieka klimatem na kilometr no ale jak tego nie wychwyciles to przykro mi.
Zgadzam się. Film bardzo dobry. Trochę za mało klimatu miał, troszkę za szybki, ale dobrze zagrany, ciekawa fabuła, nie naiwny. Brakuje mi takiego typu kina. Teraz tylko fantasy są filmy. Nie ma dobrej fantastyki z stylu horroru. Ten film jest ciekawy zarówno dla 18 latka jak i dla 40 latka.
Tego filmu nie można oceniać w kategorii filmów sf. Ten film to bardziej horror o nawiedzonym miejscu.
Scenografia to głównie zasługa innego filmu xD Oczywiście Obcego, z którego ten flm ewidentnie czerpie, przynajmniej pod względem wizualnym.
Ja dałam 2 wyłącznie za grę Neilla. Cała reszta to jedna wielka klapa poza kilkoma ujęciami Neptuna, które mi się spodobały. Scenariusz, gra aktorska, montaż, dialogi, efekty specjalne, sens filmu... To nie był ani horror ani sci-fi.. to było sci-fi od sci-fi. Abstrakcja do potęgi entej bez jakiejkolwiek logiki. Zmarnowany czas.
Stary temat, ale zgadzam się że ocena jest dość zawyżona. Jak dla mnie naciągana piątka, ale tylko dla dwóch głównych aktorów i jako takiego klimatu. Niby coś się tam dzieje i człowiek wyczekuje tego momentu kulminacyjnego, ale koniec końców lecą napisy, a ja się zastanawiam co tu się w zasadzie stało.
Czasami trafiają się filmy o dziwnej symbolice i dopowiadanej fabule i faktach, ale tutaj po prostu jest wszystko i nic. Jak dla mnie twórcy chcieli zrobić drugiego obcego tylko z innym wątkiem przewodnim, ale coś im totalnie nie wyszyło i widz ma wrażenie że nic się tutaj nie trzyma kupy, a zaskoczenie na które się czeka prawie cały film nigdy nie nadchodzi.
Zjedz sobie gorącą bułkę, to troszkę wyluzujesz :) Warto wspomnieć, że nalepka "science fiction" nie zwalnia twórcy ze stosowania zasad logiki. Ani lasery ani statki kosmiczne są wyznacznikiem gatunku. Polecam poczytać Petera Wattsa, Stanisława Lema bądź Jacka Dukaja.